niedziela, 11 marca 2012

Z książki Wojciecha Eichelbergera: KOBIETA BEZ WINY I WSTYDU





"Dzisiaj chciałbym się zająć jeszcze raz, w innym nieco wy­miarze, problemem kobiecej seksualności. Zacznijmy od na­mysłu nad tym, w jakiej psychologicznej sytuacji kobiety poja­wiają się na ogół na tym świecie. Przedstawię wam scenariusz opisujący - jak uczy mnie doświadczenie - losy wielu kobiet. Nie znaczy to oczywiście, że dotyczy każdej z nich, nie znaczy też, że jest najgorszym z możliwych. Słuchałem wielu niepo­równanie bardziej dramatycznych i okrutnych opowieści. To scenariusz "uśredniony", dzięki czemu obecne tu kobiety będą mogły, jak myślę, odnaleźć w tej historii fragmenty swoich własnych losów.
*
Smutna historia Małej Dziewczynki
Nie będziemy tu dużo mówić o matce Małej Dziewczynki, ponieważ to, co powiemy o niej samej dotyczy w równym, a często w jeszcze większym stopniu jej matki. Mówiąc więc o Dziewczynce, która ma się właśnie urodzić, jednocześnie opowiadamy historię jej matki. Zaznaczmy tylko, że matka Małej Dziewczynki jest kobietą niezrealizowaną i nieszczę­śliwą, choć może o tym jeszcze nie wiedzieć. Póki co, jest młoda i zakochana w swoim mężu.
Pilnie przestrzega społecznych norm i oczekiwań. Chce być za wszelką cenę w porządku, bo w głębi serca podejrzewa, że coś jest z nią nie tak. Dlatego marzy o tym, aby urodzić syna. Czuje przez skórę, że jest to dla niej szansa nobilitacji. Nie
zdając sobie z tego sprawy, czuje się podobnie jak żona króla, która pragnie urodzić następcę tronu, aby zapewnić sobie przy­chylność męża i narodu.
Los sprawia, że rodzi się jednak Dziewczynka. Matka Dziewczynki czuje się zawstydzona, upokorzona i winna, gdy mąż daje jej do zrozumienia, że nie jest zadowolony z ta­kiego obrotu sprawy i że będą musieli spróbować jeszcze raz. Matka - choć bardzo nie chce - nie potrafi nic poradzić na to, że jej upokorzenie, rozczarowanie sobą i poczucie winy przeistaczają się nieuchronnie w niechęć do jej narodzonego właśnie dziecka. Ta nieakceptowana niechęć pokrywana bywa często deklaracjami wielkiej miłości, radości i nadopiekuńczoś­cią. Mała Dziewczynka zaś, od pierwszych chwil swego życia, a może nawet wcześniej - jeszcze w brzuchu matki - czuje, że atmosfera wokół niej nie jest zbyt przychylna. Przeczuwa, że wkracza w bardzo trudny świat i będzie musiała wynagrodzić swojej mamie, swojemu tacie i całemu światu rozczarowanie, jakim niechcący się stała. Wielkie pytanie "dlaczego?" i towa­rzyszące mu poczucie krzywdy pojawi się w jej umyśle dużo, dużo później.
I tak oto, od początku swojego istnienia, Mała Dziew­czynka skazana jest na nieustanne staranie się o to, aby zostać zaakceptowaną. Tym bardziej, że zachowanie mamy wydaje się potwierdzać, że z Dziewczynką jest coś nie tak. Mama - wbrew temu co deklaruje - nie zajmuje się nią zbyt chętnie. Nie wi­dać w niej zachwytu i entuzjazmu, którego kiedyś doświadczy młodszy brat Dziewczynki. Mała Dziewczynka wyczuwa, że mama przełamuje coś w sobie, gdy karmi ją piersią. Karmi ją krócej, niż będzie kiedyś karmiła jej brata. Niezmierzone szczę­ście obcowania z piersią matki trwa tylko trzy-cztery miesiące. Potem okazuje się, że mama ma jakieś niezwykle ważne sprawy i Dziewczynka coraz rzadziej ją widuje, spędzając wiele czasu pod opieką innych kobiet. Często jest to babcia, mama mamy.
Podobnie rzecz się ma z troską o czystość Małej Dziew­czynki. Mama odczuwa niechęć, a czasami z trudem ukry­wany przed samą sobą odruch obrzydzenia, gdy musi zmieniać
Małej Dziewczynce pieluszki i dbać o czystość jej genitaliów. Ale dla Małej Dziewczynki miłość matki jest najważniejsza. W mozolnym trudzie starania się o matczyne uczucie gubi gdzieś na zawsze odczucie naturalności i niewinności swego ciała oraz niepowtarzalny klimat intymnej i oczywistej z nim więzi. Wkrótce solidaryzuje się w pełni z matką w niechęci do własnego krocza i wszystkiego, co się z nim wiąże. Dzięki temu czuje się bliżej mamy.
Dlatego też, gdy mama - chcąc pozbyć się kłopotu związa­nego z pieluchami - dąży do tego, aby jej córeczka jak najszyb­ciej usiadła na nocniku, Dziewczynka z całych sił stara się jej pomóc, mimo że fizjologicznie nie jest w stanie kontrolować swoich zwieraczy. Cierpliwie i długo wysiaduje na nocniku, choć boli ją pupa i kręgosłup, bo jest jeszcze za słaba, aby sie­dzieć. Ale gdy słyszy jak mama opowiada sąsiadkom i rodzi­nie, że jej córeczka jest taka zdolna, że tak szybko nauczyła się siadać na nocniku, że jest grzeczna i nie sprawia kłopotu - go­towa jest znieść każdą torturę i z całych sił napina podbrzusze, pośladki i całe ciało, usiłując za wszelką cenę kontrolować to, czego kontrolować nie jest jeszcze w stanie.
W końcu mama przejmuje całą kontrolę nad jej wydala­niem. Dziewczynka słyszy wtedy, że ma zrobić teraz i natych­miast, żeby nie robić później, albo że teraz jej robić nie wolno, albo, że będzie siedziała tak długo, aż zrobi.
Mała Dziewczynka pomału dochodzi do wniosku, że ta "brzydka pupa", będąca powodem tak wielu przykrości i kło­potów mamy, z pewnością nie jest częścią jej ciała. Nie wie jeszcze, że odcina się od swojej płci i seksualności.
Jednocześnie zaczynają się problemy z jedzeniem. Mała Dziewczynka traci apetyt. Gdzieś głęboko, nie będąc tego świadomą, wie, że nie zasługuje na to, aby dostać to, czego potrzebuje i tyle, ile potrzebuje. Jednocześnie podświadomie wyczuwa w jedzeniu ten sam gorzki posmak niechęci i po­wściągliwości w dawaniu, którego doświadczała, gdy mama karmiła ją piersią. Dziewczynka bardzo dobrze rozumie mamę
i jak zwykle solidaryzuje się z nią, a więc odmawia sobie sa­mej prawa do jedzenia. Kiedyś być może zrozumie, że w ten sposób odmawia sobie prawa do życia.
Mama powodowana z jednej strony poczuciem winy, a z drugiej gniewem, jaki wzbudza w niej ta niespotykana nie­subordynacja córki - zaczyna gwałtem przełamywać jej opór. Teraz, dla odmiany, Mała Dziewczynka wysiaduje za karę go­dzinami nad talerzem ohydnej, zimnej zupy. Jedzenie zaczyna wiązać się w jej umyśle z czymś przerażającym i mrocznym, nad czym nie panuje. Z drugiej strony Dziewczynka z satys­fakcją odkrywa, że nigdy przedtem nie udało jej się wzbudzić w mamie tak silnych uczuć.
Mama niechętnie słucha jej skarg, nie mówiąc już o płaczu czy krzyku. Żeby uniknąć gniewu mamy i zasłużyć na jej uzna­nie, Mała Dziewczynka zaciska gardło i napina przeponę. Po wielu latach odkryje, że nie potrafi krzyczeć ani głośno płakać i że jej głos jest zbyt wysoki i matowy, brzmi dziecinnie i nie wibruje w brzuchu.
W wyniku tego wszystkiego Mała Dziewczynka zaczyna mieć coraz większe wątpliwości, czy jej ciało w ogóle do niej należy.
Dopiero wiele lat później zrozumie niewypowiedziany, okrutny matczyny przekaz: "skoro już się urodziłaś, to przy­najmniej nie sprawiaj żadnego kłopotu". Szybko uczy się tego, jak godzinami zajmować się sobą gdzieś w kąciku. Mama bar­dzo ją chwali za to, że ma córeczkę tak grzeczną, że często w ogóle zapomina o jej istnieniu.
Gdy Mała Dziewczynka pójdzie już do szkoły, będzie się bardzo pilnie uczyć, ponieważ zobaczy, że sprawia tym przy­jemność mamie i tacie. Przy okazji odkryje, że czytanie po­zwala w fantazji przeżywać to wszystko, czego nie może prze­żywać w rzeczywistości, pozwala wcielać się w różne postacie, wyobrażać sobie niedostępne światy. To, co czyta, często po­twierdza jej poczucie, że coś jest z nią nie tak i że niewiele jej się należy. Z poczuciem oczywistości czyta o losach Kopciuszka
czy Śpiącej Królewny albo inne bajki o księżniczkach zamknię­tych w wieżach przez swoich rodziców i o rycerzach, którzy - z niezrozumiałych dla niej powodów - starają się uwolnić te księżniczki, jakby były czymś niezwykle cennym.
Mijają lata. Dziewczynka pomału dorasta i jej ciało zaczyna się w zadziwiający sposób zmieniać.
Dostrzega, że nieuchronnie staje się kobietą i bardzo ją to niepokoi. Nie chce być dorosłą, kimś podobnym do mamy czy innych kobiet, które zna, bo wydają się jej bardzo nie­szczęśliwe. W dodatku mama nic nie mówi swojej dorastają­cej Dziewczynce o tym, że niedługo będzie miała miesiączkę. Więc gdy się to zdarza po raz pierwszy - Dziewczynka jest przerażona, upokorzona i zawstydzona. Tak się starała i znowu jest brudna.
Razem z Mamą wiedzą, że stało się coś bardzo niedobrego. Najważniejsze, żeby to jakoś ukryć i posprzątać. Żeby nikt się nawet nie domyślił. Dziewczynka przeczuwa, że przeżywa swoje narodziny jako kobiety i matki, ale to, co mogłoby być świętem, staje się czymś bardzo przykrym, upokarzającym i za­wstydzającym.
Nagle w wychowywanie Dziewczynki włącza się ojciec, który przede wszystkim zaczyna dbać o to, by Dziewczynka wracała wcześnie do domu i nie chodziła nie wiadomo gdzie. Gdyby nie to, co wydarzyło się wcześniej, Mała Dziewczynka mogłaby pomyśleć, że stała się nagle kimś ważnym. Ale w isto­cie czuje, że stała się kimś jeszcze bardziej niż dotąd podej­rzanym. Jest traktowana jak ktoś, kto nie jest w stanie pa­nować nad swoim zachowaniem i życiem. Dowiaduje się, że cały świat - a szczególnie chłopcy i mężczyźni - jest czymś bardzo groźnym, a opieka matki i ojca jest dla niej jedynym bezpiecznym schronieniem. Jednocześnie często słyszy, że jest duża i powinna wiedzieć, czego chce.
Gdy pewnego wieczoru spóźniona wraca do domu, zderza się ze strasznym gniewem i oburzeniem rodziców. Dowiaduje się, że jest dziwką, puszczalską albo nawet kurwą, zasługującą - z góry i bez szans na obronę - na potępienie. Przerażona
i upokorzona, obciążona zostaje winą i odpowiedzialnością za coś, z czego nie zdaje sobie sprawy, bo jest od tego odcięta i rzeczywiście nie potrafi tego kontrolować. Nie wie, jak to po­godzić z faktem, że koledzy i inni - nawet obcy - mężczyźni potrafią się nią zachwycić i zwracają na nią uwagę. Czasami wyczuwa, że ktoś chce się do niej zbliżyć, że czerpie przyjem­ność z samego bycia blisko niej. Zupełnie jej się to nie mieści w głowie. Tym bardziej, że ojciec, który do niedawna czasami się z nią bawił i przytulał, a nawet nią zachwycał, nagle zaczął odpychać ją od siebie. Dorastająca Dziewczynka nic z tego nie rozumie. Z rodzicami żyje się jej coraz trudniej. Czuje się jak królewna z jej dziecięcych lektur - zamknięta przez rodziców w baszcie. Pamięta, że wyzwoleniem może być dla niej jedynie odważny rycerz.
W dodatku Dorastającej Dziewczynce przydarza się coś zdumiewającego. Okazuje się, że jej ciało staje się przedmio­tem pożądania ze strony osób ważnych i dorosłych. Wujek, dziadek, starszy brat albo dobry znajomy rodziców zaczynają z niezrozumiałych dla Dziewczynki powodów najbardziej in­teresować się jej kroczem, czyli tym, co w jej odczuciu jest w niej najbardziej podejrzane, brudne i nieładne. Siła tych męskich uczuć i pragnień jest dla niej przerażająca, ale jed­nocześnie jest w tym coś bardzo pociągającego. Dziewczynka nie wie jeszcze, że poruszone w niej zostało odwieczne niespeł­nione pragnienie bycia ważną, upragnioną i kochaną. Często czuje się zupełnie bezbronna wobec siły tego pragnienia. Je­śli ma szczęście i ten, który pierwszy ją docenił znajduje się poza murami ojcowskiego zamku, siła ta sprawi, że ucieknie z rodzicielskiej baszty. Ale, niestety, nie wyrwie się spod rodzi­cielskiej władzy. I choć nasza Dorastająca Dziewczynka prze­żywa silną pokusę użycia swojej świeżo odkrytej seksualnej mocy w relacjach z męskim otoczeniem, to jednak lęk przed własnym, nieznanym ciałem i wypełnieniem się rodzicielskiej klątwy o upadku powstrzymuje ją przed podjęciem samodziel­nego życia.
W takim właśnie stanie wkracza w swoją dorosłość. Odu­rzona niesłychanym doświadczeniem bycia ważną i upragnioną rzuca się w objęcia swojego pierwszego mężczyzny, który staje się jej legitymacją na życie. Nie wie jeszcze i być może nigdy się nie dowie, że zawsze będą jej towarzyszyć uczucia lęku, wstydu i winy, a jej ciało nie będzie do niej należeć. Nato­miast mężczyzna, który ją pokocha, będzie w niej wzbudzał na wpół świadome uczucie zniecierpliwienia i pogardy, niełatwe do pogodzenia z silnie odczuwanym przywiązaniem. Kiedyś odkryje, że gardzi nim za to, że pokochał kogoś tak marnego i podejrzanego jak ona.


Niedługo potem rodzi się kolejna Mała Dziewczynka.
Tak więc, przychodząc na świat, nasza Dziewczynka trafia w bardzo trudną sytuację. Konieczność zmagania się z upo­karzającym i ograniczającym przekazem "skoro się już urodzi­łaś, to przynajmniej nie żądaj niczego więcej" - sprawia, że naturalną strategią przeżycia staje się dla niej intuicyjne wy­chwytywanie tego, czego się od niej oczekuje i spełnianie tych oczekiwań. Rezygnacja z własnych potrzeb oraz gotowość do reagowania na potrzeby otoczenia tworzą w niej predyspozycję masochistyczną, co sprawia, że jest ona w stanie bez protestu znosić cierpienie, a ponieważ nieświadomie uważa, że zasłu­guje na karę, obwinia siebie również za to, że to cierpienie ją spotyka.
Gdy Mała Dziewczynka stanie się kobietą, będzie jej bar­dzo trudno pozbyć się tego dziedzictwa. Trudno jej będzie zdać sobie jasno sprawę z własnych potrzeb i uczuć, z wła­snych granic, z obszaru własnej autonomii w relacjach z in­nymi ludźmi. Niełatwo będzie właściwie reagować na przemoc i różne formy inwazji czy gwałtu ze strony otoczenia i przestać czuć się winną za wszystko, co się jej przydarza.

Spróbujmy się wczuć w sytuację dorastającej Dziewczynki. Urodziła się niechciana, jej matka była upokorzona, a ojciec
rozczarowany. Nie wolno jej było niczego chcieć, nagradzana była za niesprawianie kłopotu, torturowana na nocniku, co do­kończyło dzieła uprzedmiotowienia jej ciała i utraty kontaktu z nim. Taka Dziewczynka nagle dowiaduje się, że jej ciało jest atrakcyjne dla kogoś ważnego dla niej, że posiada tajemni­czą moc przyciągania mężczyzn. Przed jakim dylematem staje wtedy taka dorastająca kobieta? W zależności od tego w ja­kim społecznym i obyczajowym klimacie wzrastała, może stać się świętą, czyli całkowicie zanegować swoją seksualność albo wypełnić rodzicielskie proroctwo i stać się "kurwą". Tym, co stawia ją wobec tej - dramatycznej acz pozornej, jak to dalej wykażemy - alternatywy, jest lęk, który bierze się z poczucia braku kontroli nad własnym ciałem i jego potrzebami.
Brak kontaktu z własnym ciałem może sprawić, że nasza Dorosła Dziewczynka doświadcza go jako czegoś na kształt bestii - niezrozumiałej, nieobliczalnej, i tajemniczej. Brakuje jej możliwości przejrzystego doświadczania wrażeń i sygnałów płynących z ciała, brakuje też kategorii do nazywania tego, co się z nią dzieje, nie mówiąc już o rozumieniu. Gdy nadchodzi czas, kiedy jej ciało dojrzewa, staje się ciałem kobiety i wzbu­dza zainteresowanie mężczyzn, pojawia się uzasadniony lęk, że nie będzie ona w stanie zapanować nad całym obszarem potrzeb związanych z seksem. Ten lęk czasami podpowiada jej, aby szukać trzeciej drogi i stać się "syreną"- rybą od pasa w dół, sprawić, by nogi zrosły się w ogon i definitywnie odciąć się od dolnej części ciała.
Syreny były różnie przedstawiane. Najlepiej znany nam wi­zerunek - z mieczem i tarczą - jest w kontekście naszych roz­ważań dość wymowny. Odcięcie siebie od pasa w dół stwa­rza konieczność skompensowania utraty seksualnej tożsamości. Nasza kobieta staje się więc kobietą walczącą, kobietą, która używa męskich atrybutów walki, wchodzi w męski rodzaj ry­walizacji, podporządkowuje sobie mężczyzn. Wprawdzie na pół świadomie wabi i przyzywa, poruszana głębokim pragnie­niem zrealizowania swojej kobiecości, ale w bliskim związku z mężczyzną doświadcza lęku i niemożności zaoferowania cze­gokolwiek.
Trzecim możliwym wyborem, wyrastającym z tego samego korzenia, jest stanie się "kurwą". Wtedy nasza Dorosła Dziew­czynka wprawdzie w zasadniczo różny sposób używa swego ciała, ale nadal jest ono dla niej przedmiotem. Zorientowawszy się, że jej ciało budzi pożądanie, ale nie mając z nim kontaktu, swobodnie używa swego wyobcowanego organizmu po to, aby się jakoś w życiu urządzić.
W dodatku prostytuowanie i poniżanie swego brudnego, nie lubianego ciała staje się dla niej formą samokarania, robie­nia z ciałem tego na co ono i tak zasługuje, traktowaniem go zgodnie z tym, jak było traktowane przez opiekunów i religię. W ten sposób prostytucja staje się praktykowaniem pseudo­cnoty samoponiżenia.
Dylemat: święta, syrena czy ladacznica w istocie nie jest dylematem. Są to jedynie trzy sposoby radzenia sobie z tym samym deficytem, z tym samym zranieniem. Nie jest to ża­den wybór, choć może sprawiać wrażenie wyboru. W istocie święta, syrena i ladacznica są - psychologicznie rzecz biorąc - w identycznej sytuacji.
Prawdziwe rozwiązanie polega na tym, aby kobieta mo­gła odzyskać swoje ciało, stać się podmiotem swojego życia i dzięki temu odzyskać własną tożsamość. Wówczas nie będzie potrzeby stawania się ani świętą, ani kurwą z rodzicielskiej klą­twy. Pojawi się możliwość realizowania całego zanegowanego potencjału kobiecości.
Zdecydowana większość klientów psychoterapii to kobiety. Świadczy to o tym, że człowiek - kobieta szuka swojej toż­samości i godności. Stąd biorą się też liczne stowarzyszenia kobiece. To bardzo cenne i potrzebne. Niestety, grożą im ma­nowce poszukiwania tożsamości przez konfrontację i walkę z wrogiem - mężczyzną. Na szczęście kobiety coraz częściej i wyraźniej widzą, że to zbyt łatwa droga, aby mogła pro­wadzić do celu, a prawdziwym źródłem ich cierpienia jest to, że kiedyś, dawno, dawno temu przerwany został łańcuch przekazu pozytywnego wzorca kobiecości. Dlatego tak rzadko matka jest w stanie nauczyć córkę bycia kobietą i przekazać jej poczucie godności, radości i autonomii, przyrodzone tej for­mie istnienia na równi z formą istnienia, zwaną mężczyzną. Dlatego tak rzadko córka może usłyszeć od matki, że jest dla niej ważniejsza od "niego", a przynajmniej tak samo ważna, kimkolwiek byłby ten "on" - bratem, ojcem, mężem, kochan­kiem czy nawet patriarchalnym Bogiem. Tak rzadko doświad­cza matczynej lojalności i solidarności.
Ważną sprawą dla kobiet jest poszukiwanie kobiecych przyjaźni. W psychologicznej literaturze kobiecej coraz częściej kobiet podnosi się wagę tego doświadczenia i ostrzega się młode ko­biety, które wychodzą z domu, spod opieki matki i ojca, przed natychmiastowym wychodzeniem za mąż (a wiele z nich tak niestety robi). Kobiety potrzebują takiego okresu w swoim dojrzałym życiu, w którym mogą pobyć wśród innych kobiet po to, aby pomagać sobie nawzajem w poszukiwaniu arche­typu kobiecości. Wtedy dopiero pojawia się szansa na to, że mężczyzna w ich życiu nie stanie się ani znienawidzonym wy­bawicielem, ani upragnionym wrogiem."